Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 1 lutego 2025 18:51
Reklama

Zbigniew Jacek Pasztor - wspomnienie

Zbigniew Jacek Pasztor - wspomnienie
Informowaliśmy w piątek (14 sierpnia) o śmierci sochaczewskiego muzyka Zbigniewa Pasztora, którego większość znajomych nazywała Jackiem. Publikujemy dziś wspomnienie o nim, którego autorem jest Andrzej Kopa. Pogrzeb Jacka odbędzie się w poniedziałek 17. 08. 2015 . Msza w Kościele Św. Wawrzyńca w Sochaczewie o godz. 14.00         Z Jackiem grałem w kapeli "PROGRES" w latach 1970-1977. Był to nasz pierwszy zespół, którego poziom był wysoki (jak na tamte czasy), zarówno instrumentalnie, jak i wokalnie. Skrzyknął nas Jurek Dąbrowski, który sprowadził się do Sochaczewa ze Szczecina, gdzie edukował się muzycznie. Mówiąc pierwszy zespół mam na myśli to, że taki na poważnie. Jednak oczywiście Jacek grał już wcześniej w różnych składach. Między innymi w grupie "Freemen", która odbywała próby w MDK (mieszczącym się w budynku obecnego Banku PKO S.A. vis á vis  poczty przy ul. 1 Maja). Grał tam głównie z kolegami starszymi od siebie, byli to dobrzy muzycy, a Jacek musiał równać do poziomu i jak się okazało dał  radę. W pierwszym składzie naszego czteroosobowego "PROGRESU" znaleźli się: Zbigniew Jacek Pasztor – perkusja, Jerzy Dąbrowski – klawisze, Andrzej Kopa – gitara, Marek Ziejewski – saksofon, akordeon. Tak jak mówiłem spiknął nas Jurek, a ja wymyśliłem nazwę, którą po latach podarowałem zespołowi składającemu się wyłącznie z moich uczniów. Jacek był skromnym i ciepłym człowiekiem. Nigdy się nie chwalił, miał spore poczucie humoru na swój temat. Dobrze się z nim rozmawiało, nigdy nie forsował swoich racji, wolał ustąpić. Pamiętam czasy naszej edukacji w chodakowskim technikum. Ja dojeżdżałem z Sochaczewa, Jacek mieszkał w Chodakowie, do szkoły miał blisko, ale jeździł do Sochaczewa na próby. Widywałem Go wtedy zawsze elegancko ubranego w płaszczu, z teczką, czasem parasolem. Jakoś tak nie rockowo, chociaż miał duszę rockmana i długie włosy. To był przystojny gość, imponował mi. Kiedy założyliśmy własne rodziny, Jacek zamieszkał w Sochaczewie, mieliśmy wtedy do siebie blisko, spotykaliśmy się cyklicznie raz u nich, raz u nas i patrzyliśmy jak rosną nasze dzieci. Po siedmiu latach wspólnego muzykowania w  "PROGRESIE" opuściłem kapelę, bo od tej pory coś mi kazało szukać szczęścia gdzie indziej. Porzucałem zespół kilkakrotnie, ale koniec końców zawsze po jakimś czasie wracałem i znów grałem z Jackiem. Mam na koncie wiele formacji i co za tym idzie skalę porównawczą, jeśli chodzi o bębniarzy. Żadna z nich nie mogła pochwalić się takim perkusistą jak Zbigniew Jacek Pasztor. Jego gra była bardzo konkretna i dynamiczna. Chodziło mi po głowie wiele razy, aby reaktywować skład, ale wiecie jak to jest, każdy ma inne cele w życiu i w tej chwili, z całego składu, muzyką zajmuję się tylko ja, tworzę ją i żyję z niej. Szkoda, że nie doszło do ponownego spotkania. Na pewno gralibyśmy teraz o wiele lepiej, dojrzalej. Nie będzie już "PROGRESU" z Jackiem, bo On po tamtej stronie ma już kilku kolegów i może tam z nimi będzie grał. Żegnamy Cię Jacku, odpoczywaj w spokoju, niech Bóg i muzyka będą z Tobą. Andrzej Kopa Na zdjęciach zespół PROGRES, w którym Zbigniew Jacek Pasztor grał na perkusji: Zdjęcie z sierpnia 1974 roku, na którym za fotografowanymi stoi  samochód osobowy SYRENA - od lewej Andrzej Kopa, Marek Ziejewski, Z.Jacek Pasztor, Jerzy Dąbrowski. Na drugiej fotografii - od lewej: Marek Ziejewski, Mirosław Hymon, Z.Jacek Pasztor, Andrzej Kopa, Jerzy Dąbrowski.    


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama