Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 13:24
Reklama dotacje rpo

Miał guz w głowie wielkości damskiej pięści... i może o nim zapomnieć

Niedługo po wydarzeniach w Londynie poczuł wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś dla innych. Pierwsze, co przyszło mu do głowy, i w czym trwa do dziś, to założenie Sportowego Klubu Uczniowskiego „Filipides”, który liczy obecnie 40 zawodników i odnosi znaczące sukcesy lekkoatletyczne.
Miał guz w głowie wielkości damskiej pięści... i może o nim zapomnieć

Autor: Radio Sochaczew

To była pierwsza taka historia na ziemi sochaczewskiej, pierwsza tak medialna, tak głośna, tak skuteczna. Pierwsze u nas pospolite ruszenie z pomocą. Młody sportowiec, Andrzej Andryszczyk z Teresina potrzebował pieniędzy na zabieg ratujący jego życie i zdrowie. W Polsce mogli mu zrobić jedynie trepanację czaszki. A jego guz był o trzy milimetry od pnia mózgu. Groziła mu śmierć lub duża niepełnosprawność.  Na Zachodzie stosowano już metodę gamma knife, nieporównywalnie mniej ryzykowną. Andrzej potrzebował 60 tysięcy złotych, by móc jej się poddać. I je otrzymał. Od mieszkańców.

 

Był rok 2006. Nie znaliśmy jeszcze, tu u nas, w Sochaczewie, siły mediów lokalnych w niesieniu pomocy. Ale przyszła do nich rodzina Andrzeja Andryszczyka. I, choć możemy sobie wyobrazić, jak to było dla niej trudne, poprosili o pomoc w ratowaniu życia swojego taty i męża. Andrzej Andryszczyk był już wtedy dostrzeżonym, utalentowanym lekkoatletą z Teresina. Usłyszeliśmy, że jego zrozpaczona żona i dwoje małych dzieci nie mają pieniędzy na uratowanie mu nie tylko zdrowia, ale i życia.

Andrzej był bardzo zaskoczony, gdy zaproponowałam mu rozmowę na ten temat. Nie jest gadułą, dąży do jak największej świadomości swojego życia. Typowy introwertyk, wyobraźmy sobie, jak jemu, temu, o życie którego chodziło, było trudno korzystać ze szczodrości i otwartości innych.

Ale wróćmy do jeszcze wcześniejszej daty. Do 1999 roku. To wtedy okazało się, że w jego głowie urósł guz wielkości damskiej pięści. Dawał już swoje objawy. Konieczna była natychmiastowa operacja. Zrobiono trepanację czaszki, intruza usunięto. Niestety, ta ingerencja odcisnęła się na zdrowiu młodego sportowca. Paraliż prawej strony twarzy, niemoc wyrażania na niej uczuć, uśmiechu, utrata słuchu. Ale żył i miał nadzieję na zdrowie. Po siedmiu latach guz odrósł.

- To był cios. Problem polegał na tym, że guz znajdował się o 3 milimetry od pnia mózgu. Groziła mi śmierć lub wegetacja. Operacja na otwartym mózgu była niezwykle ryzykowna. Zaczęliśmy szukać z rodziną jakichś innych, dających większą nadzieję wyjść z sytuacji. Jakiejkolwiek innej niż trepanacja metody pozbycia się niepotrzebnego gościa z głowy. I znaleźliśmy. W Internecie – wspomina Andrzej.

Okazało się, że na Zachodzie w przypadku operacji tak precyzyjnych od lat stosuje się o wiele mniej inwazyjną i naprawdę skuteczną metodę gamma knife. Polska dziś ją już zna, ale wtedy nie. Na własną rękę rodzina Andryszczyków nawiązała kontakt z kliniką w Londynie. Mimo że operacja była szalenie trudna i ryzykowna, podjęli się wykonać zabieg. Tyle tylko, że to była dla rodziny Andryszczyków kwota nieosiągalna. W przeliczeniu na naszą walutę, jakieś 60 tysięcy złotych. Zrozpaczeni i zdecydowani na wszystko, by ratować życie Andrzeja, zwrócili się do mieszkańców o pomoc.

- To co nastąpiło wtedy było naprawdę wyjątkowe. Jednocześnie piękne i trudne. To nie tylko mieszkańcy Teresina, ale całego powiatu, wręcz z całej Polski, a również z zagranicy, ludzie ze Stanów Zjednoczonych. Pomagali wszyscy. Przeprowadzano zbiórki w szkołach, w zakładach pracy. Były kwesty na ulicach, charytatywne koncerty – wylicza Andrzej.  Doskonale pamięta, jak niesamowity był ten odzew.

Zebrano nawet więcej, niż kosztował sam zabieg, Wystarczyło też na rehabilitację potem. Operacja była bardzo bolesna, ale się udała. Guz nie odrósł. Andrzej jest zdrowy i może nadal być sportowcem, świetnym lekkoatletą. Zdobył wiele tytułów, między innymi wicemistrza Polski w biegu na 800 m. Stara się po prostu żyć. Myśleć do przodu. Myśleć jak zdrowy.

- Nie wiem, czy każda chora osoba myśli w ten sposób o tym, co przeszła. Ja jednak staram się trochę rozpędzać te wspomnienia i te złe chwile, żeby ich do siebie znowu nie przyciągnąć. Ale jestem pod ciągłą kontrolą lekarzy i chociażby oni nie dają mi zapomnieć o mojej chorobie.

I naprawdę pamięta. Niedługo po wydarzeniach w Londynie poczuł wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś dla innych. Pierwsze, co przyszło mu do głowy, i w czym trwa do dziś, to założenie Uczniowskiego Klubu Sportowego „Filipides”, który liczy obecnie 40 zawodników i odnosi znaczące sukcesy lekkoatletyczne.

- To była jedyna forma podziękowania, jaka przyszła mi wtedy do głowy. I wiem dziś na pewno, że każdy człowiek powinien mieć pasję, jakąś odskocznię od dnia codziennego. Najlepiej, gdy robi to, co lubi i jednocześnie pomaga społeczeństwu. Nie wiem, czy ta moja pomoc jest widoczna na co dzień, ale uznałem, że angażowanie dzieci i młodzieży do sportu jest właściwą dla nich drogą, i dzięki temu nasze społeczeństwo będzie zdrowsze i szczęśliwsze. I tego się trzymam.

I tego się trzymajmy. Jak również przesłania, że warto pomagać. Bardzo dziękuję, Panie Andrzeju za rozmowę, wiem, że łatwo nie było.

Monika Figut

 

Zachęcamy do wysłuchania całego wywiadu z Andrzejem Andryszczykiem.

 

 

Kliknij aby odtworzyć


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ja 23.04.2018 13:40
Komentarz zablokowany : Dziękujemy za wiadomość i spostrzegawczość. Poprawka naniesiona. Pozdrawiamy

PRZECZYTAJ
Reklamajak rozmawiać ze sztuczną inteligencją
Reklama
Reklama