Gdy kupił sobie profesjonalną kolarzówkę, koledzy podśmiewali się z niego, że z taką wagą na takich rowerach to się nie jeździ. Dało mu to do myślenia. Ale do sprawy nie podszedł powierzchownie. O nie. Żeby mu się udało, postanowił ukręcić sam na siebie bat. Nie sztuką jest bowiem zacząć odchudzanie i treningi, trudniej jest wytrwać. I tu przydaje się bat, a jest nim projekt „130 na start”. A autorem, realizatorem i bohaterem projektu pozostaje młody, 28-letni Marcin Szmidt z Sochaczewa.
Wsiadł na rower i zaczął jeździć. Nie tylko tak rekreacyjnie, gęściej i częściej. Zostawił samochód w domu i dzień w dzień do pracy i z powrotem podróżuje na dwóch kółkach.
- Muszę oczywiście wstawać wcześniej, ale okazało się, że to jest przyjemne. Budujące, nastraja optymistycznie, dzień staje się pełniejszy, dłuższy, czuję się znakomicie – opowiada Marcin.
Do tego zaczął dokładać dłuższe, i coraz dłuższe wycieczki. Podróże swoje, okraszone zresztą komentarzami z dziennikarskim zacięciem, nagrywa na telefon i wrzuca na youtube. To właśnie tam, i na fejsie, założył kanał „130 na start” z takim wprowadzeniem:
„Czy z wagą 130 kg można myśleć o starcie w Tour The Pologne? Na początek sprawdzę, czy da się to zrobić w klasie „amatorskiej”. Trasa 56 km usiana jest sporymi podjazdami. Co z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia…”
No i tu dotykamy drugiego sedna sprawy: Marcin nie tylko postanowił schudnąć, by swobodnie podróżować na swojej kolarzówce, on chce wystartować w klasie amatorskiej Tour The Pologne. Dokładnie 10 sierpnia.
- Jak to kiedyś powiedziała moja siostra, jak się już coś powie publicznie, w internecie, to nie można się wykręcić, zrezygnować, opinia publiczna tak działa, że chcemy zrobić wszystko, by dopiąć tego, co się zapowiedziało – i tu mamy ten bat Marcina, który okazał się bardzo skuteczny.
Decyzja o uruchomieniu projektu zapadła we wrześniu ubiegłego roku. Marcin ważył wtedy dokładnie 132 kilogramy przy 192 centymetrach wzrostu. Jego ulubionym pożywieniem pozostawały pizza i burgery. A miejscem przebywania przeważnie przestrzeń przed komputerem.
- W pierwszej kolejności polecam porzucenie kanapy czy krzesła. Zwykły spacer, dzięki któremu dostrzeżemy na przykład, jak fajną mamy pogodę i jak pięknie jest wokół nas. Zapewniam, że taka zmiana swojego życia, ruch, świeże powietrze, przyroda, naprawdę nakręcają. Mnie nakręciło nawet do biegania, a ja przecież nie lubię biegać. Ostatnio natomiast sprawia mi to wręcz przyjemność – doradza Marcin.
Nie porzucił ulubionego jedzenia całkowicie. Powiedzmy, poważnie ograniczył. Zwłaszcza fast food, którym wcześniej się zajadał.
- To nie jest tak, że nie wolno nam zjeść cukierka czy pizzy, jeśli mamy na to ochotę. Ja uważam, że można. I że reżimowa dieta dać może gorsze efekty, bo nas demotywuje. Wydaje nam się smutna i straszna. Ja znalazłem taką furtkę, że raz w tygodniu pozwalam sobie na coś, co lubię, jakiegoś burgera, czy pizzę. I czuję się wtedy całkowicie rozgrzeszony, bo przecież zasłużyłem, a z drugiej strony wytrzymanie kolejnych dni diety z taką nagrodą staje się łatwiejsze.
Ale przyzwyczajenia w diecie zmienił, pomogła mu siostra, układając stosowny jadłospis. Przede wszystkim wprowadził więcej zielonego, zwłaszcza w sałatkach, które nagle okazały się pyszne. No i przestał najadać się na noc.
- Najważniejsze, aby dwie godziny przed snem nic już nie jeść. Ja staram się około godziny 19, 20 zakończyć wszelkie przyjmowanie pokarmów. I zazwyczaj kolację stanowią lekkostrawne posiłki. Im mniej zjemy na wieczór, tym lepiej czujemy się rano. I wagi ubywa, a to jest niezwykle motywujące.
Dziś Marcin Szmidt waży 110 kilogramów, a przybyło mu przecież mięśni, które są cięższe niż tłuszcz. I chudnie dalej. Jego marzeniem jest waga poniżej setki. Gdy z nim rozmawialiśmy, wybierał się w solową podróż rowerową nad morze. Bagatela prawie 290 kilometrów naraz. I wiemy, że się udało.
- Czego mi życzyć przed Tour The Pologne? Na pewno motywacji i wytrwałości. I żebym ukończył trasę. Może ona nie jest długa, ale haczykiem jest odcinek górski z dość ostrymi podjazdami. Można zsiąść z roweru, ale założenie jest takie, żeby nie zsiadać.
Życzymy zatem, żeby Marcin zakończył tour, nie schodząc z roweru. I żeby waga spadła poniżej setki. I żeby spełniły się kolejne kolarskie marzenia, bo wiemy, że jest ich więcej. I żeby motywacji i wytrwałości nie zabrakło.
Zachęcamy do wysłuchania całego wywiadu z Marcinem.
Napisz komentarz
Komentarze